czwartek, 14 lutego 2013

Domek widmo na walentynki

Nasz dom jest trochę WIDMO. Ma widmo mieszkańców. Codziennie chyba, nie tylko w wigilię powinno się tutaj nakrywać dla wędrowca. Duchowego wędrowca z przeszłości. Dzisiaj rano otwieram drzwi w szlafroku w kwiatki. Listonosz. Pamiętam gościa jeszcze z dzieciństwa. Teraz trochę przypruszył się siwizną (może to ten śnieg?) ale wciąż przystojny i wciąż na tym samym rowerze (pamiętam go, zielony romet z czerwoną naklejką na ramie). Polecony dla Taty i rachunek dla Babci. Pokwitowałam wielkich nieobecnych. Listonosz zapytał czy ja to ja, bo jeżeli tak, to strasznie urosłam no i mam uroczy szlafrok. Panie Listonoszu - przybyszu z przeszłości, gdyby Pan wiedział, co Pan nosi w tej swojej skórzanej teczce - wciąż żywą pamięć.
Zaniosę Ojcu polecony jakieś trzy przecznice dalej. Wrzucę mu do skrzynki, jeżeli będzie jeszcze w pracy. Rachunek dla Babci pokwituję chyba konwaliami, jak wreszcie zakwitną przy osiedlowym cmentarzu.

Tego roku purytańskie Walentynki. Surowa ryba w sushi i minimalizm płciowy - kobiecość razy 5. Jedyny słuszny sposób ich świętowania. Przynajmniej na razie. Będzie smacznie na talerzach. Niewysmakowane mogą być tego wieczoru tylko nasze żarty. No i język trochę mniej wybredny niż zwykle. Uczta, uczta dla podniebienia i umysłu. Japońsko-polskie kobiece słowne cosmo. Purytańskie Walentynki i bezpruderyjne tematy. Bon apetit!

P.S. Powinni dać mi Nobla za pomysł badania męskości. żadna praca naukowa chyba nigdy nie mogła być przyjemniejsza!

3 komentarze: