środa, 25 lipca 2012

Jestem kotem

Takimi nocami powietrze na tarasie pachnie jeszcze słońcem, ale ciepło jest tylko u stóp- ciężkie i lepkie nocą opada. Ogrzewanie podłogowe na tarasie.
Jutro rano znowu przyjdzie rudy kot sąsiadów z nadzieją na trochę słodkiego mleka do kawy w najmniejszej misce. Jutro znowu trzeba będzie mówić do siebie, żeby nie musieć wkurzać się na ciszę. Albo na telewizor. Zadławię tym swoim gadaniem tęsknotę za M. za zawodem i za dawną prostotą myśli. Jak ten rudy kot ganiam od dawna za małymi muszkami. Kanarek państwa B. obok wystawiany codziennie na balkon pierwszego piętra. Rude koty tak wysoko nie skaczą. Myszy w naszym ogrodzie zgładziła cywilizacja. Nie ma nawet czego się w tym kocim życiu nachapać a i wszystkie ścieżki już wydeptane. Prowadzą zawsze do tych samych ogródków.

Istnieją też kobiety-kocice w czarnej koronkowej bieliźnie. Do nich również nie należę.To dla mnie tandeta. No, może jednak czasami. Ale to tylko od wielkiego dzwonu i w ramach przełamywania swojej skamieniałej fasady. Na co dzień wolę koronki w odcieniach beżu. Codzienność zgniata też moją bieliznę.

Może jednak nie jest najgorzej. Lubię to miejsce na ziemi. Pani K. (ta od państwa B. i kanarka) dała mi ostatnio ksero książki sąsiadki z Przedwiośnia (takie mamy ulice). Była w AK. Chce, żeby ktoś zainteresował się jej żywą jeszcze historią. Może napiszę książkę z czytania książki. Jawor byłby kontent. Taki koncept!

PS. Stare panny z czarnym kotem to już wyświechtany frazes. Przyjaciółka mojej mamy: wdowa z psem! To dopiero innowacja!


stópki A. przed zaśnięciem. Będę za małpą tęsknić i już tęsknię za pożyczaniem pomarańczowej pomadki i czarnego paska. Za porannym fukaniem przez skrzypiącą szafę również.

sobota, 7 lipca 2012

Starzy dwudziestoletni

Tak bywam nudna i przewidywalna i nie zawsze wiem, co odpowiedzieć na kolejne "co słychać". Właściwie tak samo dobrze jak zawsze, z tymi samymi problemami, co od zawsze. Nic poza. Żadnych nowych facetów, wycieczek do Indii, Maroko ani pracy w Norwegii. W ogóle żadnej pracy i chwilowo żadnych podróży a facet ciągle ten sam. Nikt dzięki Bogu nie umiera, nikt się nie rodzi. Ot kolorowe szarości każdego dnia. Nie narzekam. No ale taki wieczór jak wczoraj rozwala na łopatki
- U nas na uczelni wykładowcy kochani, no życzliwi jak nie wiem. Moja praca najlepsza na roku, Kochanie, Kotku, przepraszam podaj talerzyk, ach tak, odpal papierosa, no więc na czym to ja? Aha, że praca, no że słownictwo wzorowe, że styl, no ale nie to ujęcie tematu, rozumiecie? Dziękuję Misiu za papierosa. Bo myśmy się poznali w Londynie, na zbieraniu chmielu. Teraz też jedziemy, ale może ciasta? Sama piekłam, ale nie jem. Dbam o linię. O czym to ja? Aha, no więc jedziemy ale takie nieszczęście, samochód się popsuł tuż przed wyjazdem, naprawa ponad tysiąc złotych, głupie klocki hamulcowe. Kochanie, dolej wina, widzisz, że Paulina już wypiła.

Wino i duże ilości nikotyny w takich sytuacjach są wskazane. Potrzebne. Wytrawne antidotum na polukrowane życie. Truję się w zamian za czyjąś cukrzycę. Na zdrowie. Zdrowie zakochanych! Słodkiego, miłego życia. Zastanawiałam się, czy to nie zazdrość. Chyba nie. Zwariowałabym, gdybym doznała głębokiego paraliżu rąk uniemożliwiającego własnoręczne odpalanie fajki.
Na zdrowie. Dzisiaj następna porcja słodyczy. Dzisiaj będziemy te słodkości grillować. Przecież jestem wystarczająco dobrze odchowana. Nie potrzeba mi kolejnych kalorii. Niby dwadzieścia jeden lat a już po pięćdziesiątce!

KOCHANIE, KOTKU, PYSZCZKU, MISIU dziękuję Ci publicznie za szary kolor, bo nie przepadam za wściekłym różowym. I ślubuję Ci normalność, wytrawność i smak aż do śmierci przez zasłodzenie czyimś życiem!