czwartek, 21 lutego 2013

Umysłowe szpagaty codzienności

Rozciągam ostatnio swój umysł, robię umysłowo-kreatywne szpagaty i wymyślam 10 pomysłów na Dzień Dziecka w galerii handlowej. Abdykuje mi jednak zdrowy rozsądek. Robię, czuję i myślę rzeczy niekontrolowane. Podobno na słońcu są jakieś wybuchy, może ziemska atmosfera zagęszcza się coraz bardziej, może dlatego sypiam gorzej, jadam mniej, staję się masochistką.
Samoudręczanie permanentne: krótki, kruchy sen, kawa za kawą, ginekolog i dziwny głód nikotynowy. Sny miewam najgorszej kategorii, realistyczne, w skali 1:1, apokaliptyczne i przerażające. Albo przerażająco niemożliwe, przyjemne do granic fizycznej wytrzymałości. Czuję, że coś się we mnie przepoczwarza, że rzeczywistość wokół mnie zmienia swoją formę. Proszę, niech już się przepoczwarzy, chcę z powrotem spokoju i głębokiego snu. Zawroty głowy i wyimaginowane zawroty życia (najczęściej w snach).

Kurczą się sensy w rzeczywistości, moja codzienność jest coraz mniej w prozie, wyczytuję z świata samą poezję. Do szpiku kości męczącą, mechaniczną, zadręczającą moje wnętrze. Kurczę się jak poetycka forma, jak krótki wiersz z tysiącem znaczeń. Sublimuję sobie swoje życiowe znaczenia, boję się ich i wcale nie chcę wyczytywać prawdy. Kurczę się fizycznie jak Dycki czytający swoje skurczone wiersze odarte z długiej formy, napełnione płynnymi znaczeniami.

Pomysł na Dzień Dziecka: warsztaty z postaw obywatelskich. Mogłabym poprowadzić, poopowiadać pięciolatkom, że nawet demokracja nie jest doskonała. Jedyny słuszny ustrój współczesnej codzienności to seryjna monogamia. Odpowiedzialność za bezmyślny brak odpowiedzialności. Najwyższy stopień przyzwyczajania do odzwyczajania. Seryjna monogamia to mój aktualny ustrój umysłu, podporządkowanie emocji standardom bałaganu. Jedyny możliwy i zawsze sprawdzalny ustrój państwowy zapewniający brak wyrzutów sumienia i powszechne szczęście.

Żeby dodać do tego życiowego eliksiru jeszcze ostatnie z oczu traszki muszę napisać, że niestety - skończyła się we mnie umiejętność niedefiniowania. Jakże łatwo byłoby nie zastanawiać się nad nazywaniem uczuć. Zastanawianie się nad ich nazwą zawsze jest bolesne, zawsze wymusza zamknięcie innej szufladki i często wiąże się nie z przypadkiem, a z świadomym wyborem. Moje wybory, uczucia i definicje są ostatnio nieświadome. Krążą w powietrzu podświadomości, dławią życiową logikę.

P.S. Ciąże ostatnio stały się epidemią. Ten wirus rozpowszechnia się drogą kropelkową (kropelki pozostawiam bezwstydnej wyobraźni czytelnika). Każde dziecko na ulicy traktuję jak znak ostrzegawczy, wielkie STOP. Rozmnażanie pozostawiam chwilowo innym. Spełniam się w wymyślaniu Dni 
Dziecka dla produktów procesu kropelkowania. To o wiele mniej odpowiedzialne zadanie.

P.S.2. Nie wierzę w współczesnych wróżbitów-proroków. To oczywiste. Wierzę jednak w prorocze obrazowanie. Zdjęcia są prorocze. Seriami oglądam stare fotografie i stwierdzam, że żadne szarlatańskie wróżki nie mają takiej mocy jak fotografia. Sama sobie wyczytuję życie z starych zdjęć. Niedługo będę bała się uruchamiać niektóre foldery na komputerze. Dobrze, że na niektórych zdjęciach się rozmazuję - to daje mi jeszcze resztki nadziei na normalność.




"dzieje się wiele samo poza mną choć dobrze wiem ile z siebie trzeba dać w zamian za szczęśliwe przypadki"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz