Odnoszę wrażnie, że ryzykuję ostatnio o wiele więcej, niż względne bezpieczeństwo podczas spaceru Chwaliszewem o drugiej w nocy (dwa razy w zeszłym tygodniu). O tym ryzykowaniu dowiaduję się właściwie po fakcie - to się nie liczy. Igram z emocjonalnym ogniem i przypalam już sobie zakończenia nerwowe. Wyliczam w myślach, co mnie uspokoaja:
uspokaja mnie więc miasto, uspokaja mnie (o zgrozo, to niedobrze) nikotyna oraz Colegium Maius. Sprawdza się teoria, że jeżeli nie wiadomo co zrobić i gdzie być - należy przyjechać na Maius. Należy również oczekiwać kota. To również uspokaja. Posiadanie w perspektywie odpowiedzialności nie tylko za swoje życie jest motywujące. Uspkaja mnie również praca - toteż pracuję - czternaście godzin wczoraj, do północy dzisiaj. Obserwowanie ludzi wpadających na kawę, na czekoladę, na tort, na chwile szczęścia - zakochanych, skłóconych, znudzonych, zakłopotanych.
No i te rozmowy z zaplecza:
- K. ostatnio opowiadała mi o Bogu. Tak ładnie opowiadała, że chyba nawet w niego uwierzyłam. Czy Wy to pojmujecie, że ona w niego naprawdę wierzy?!
- Ja wierzę w intuicję. Gdyby nie ona dawno byłabym już w ciąży. Nie można brać hormonów z antybiotykami jednocześnie - tak podpowiedziała mi intuicja wczoraj dokładnie w odpowiednim czasie.
Te rozmowy mnie uspokajają, bo lubię słuchać, wbrew pozorom - o cudzej codzienności, intuicji, ciąży - nieciąży, kocie, hormonach i Bogu.
Każdy wierzy w coś. Niektórzy nawet wierzą w gender. Ja właściwie wierzę w bardzo dużo rzeczy i Istnień. W emocje też wierzę ostatnio za bardzo. Podobno w Lidlu niedługo będzie tydzień dla pupila - może uda mi się znaleźć jakś drapak w promocji.
Przestałam za to wierzyć w pożegnania - czasami choćby nie wiem jak bardzo się (nie)chciało - nie udaje się pożegnać. Witać umiem całkiem dobrze, przesiadywać w McDonalds'ie w nocy i wkładać swoje serce i emocje do Polskiego Busa wraz z przyjaciółką. Wychodzi mi to perfekcyjnie.
Oprócz tego uspokajają mnie również lotniskowe terminale i dworce. Chociaż te ostatnie też są już naznaczone - pracą i wspomnieniami. Mimo wszysto czasami siadam na dworcu zamykam oczy i dopasowuję swoje tętno do tętna świata.
W ogóle powinnam zamilknąć - taką terapię sobie zafunfować milczącą. Mówię za dużo. Jedno słowo za dużo, dwa słowa, całe zdanie, cała rozmowa. Po co jeszcze bardziej niszczyć swoje neurony, szargać emocje? I tak wiadomo, że niczego to nie zmieni.
Spis słów wytłuszczonych do spsychoanalizowania:
miasto, nikotyna, collegium maius, kot, praca, lotniskowe terminale, dworce.
Chyba jestem bardzo doraźna, bardzo tymczasowa, bardzo ponowocześnie płynna.
jesli chodzi o Lidla to trzymam ręke na pulsie i dam znac w odpowiednim czasie :) :)
OdpowiedzUsuń