wtorek, 3 września 2013

Szczęśliwe sushi

Przebywamy wszystkie mentalne podróże. Najdalsze wgłąb siebie i swoich pragnień (w każdym absolutnie sensie). To dobry czas, który zupełnie jak u Indian - nadchodzi. Chociaż może to być uczucie chwilowe - godzę się z światem wewnątrz i na zewnątrz i uśmiecham się do lustra. Zaczynam. Znowu i znowu. Ten początek podoba mi się wyjątkowo. Wcale już nie udowadniem, nie staję się nikim nowym. Raczej uświadamiam się w sobie. Jest mi dobrze, jest spokojnie, jest idealnie nawet z ukłóciem tęsknoty. Istambuł i Orlean są też trochę jak moje. Są nasze i razem będziemy przez ten czas spacerować. 

Wypakowuję z plecaka marynarkę w paski - już wiem, że jednak przynosi szczęście. O nadchodzącym czasie u Indian opowiadam Tacie, który tworzy z tego powitanie pierwszoklasistów. Otulam się na krakowskim Kazimierzu swetrem z zeszłorocznych wakacji i myślę sobie, że lepiej być nie może, a spod moich uszczęśliwonych rąk wyjdzie niedługo najlepsze sushi, jakie kiedykolwiek jadłam. 

Dodatkowo jest 3.23, oglądam zdjęcia z Stambułu i piję gorącą herbatę. Tandetnie się wzruszam. Jest ok, jest świetnie!


Ściskam, całuję, uśmiecham się - 

Młyńska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz