piątek, 30 sierpnia 2013

Krpki, kreski i pożegnania.

Założę chyba swoją starą, licealną sukienkę w "kulki". Pocznę wyciągać z szafy wsztstkie rzeczy w kropki. Życie moje zatacza ostatnio same koła, kula się po torach, o których już pozapominałam. Kulki i kółka są zawsze do odkrycia. I tak odkrywam na nowo swoje miasto, zagnieżdżam się i odkurzam stare wspomnienia, niegdysiejsze imprezy, zapomniane wieczory i zaczynam rozumieć, że tutaj też toczy się życie, że ludzie pracują i piją kawę w przerwach. Palą papierosy a wieczorami piją piwo albo drinka. Lubię to miasto i zapach Brdy. Schody przed biblioteką na Starym Rynku i wszystkie nowe kawiarnie. Nie mogę chyba wyrosnąć z tego miasta. Jest moje i już - jedyne, co mogę czynić, to obrastać sentymentem do innych miast i miejscowości. Nie umiem chyba jednak zapuszczać korzeni w miejscach, wolę zapuszczać je w ludziach. Wyjątkiem jest Bydgoszcz.

Siedzę na łóżku z G. i zupełnie jak 6 lat temu maluję jej oczy. Głaskam po kochanej twarzy i myślę, że nie może być już lepiej i wszystko jest na swoim miejscu. Od teraz będą ją częściej głaskać i mówić, że mimo wszystko i mimo tego, że nigdy o żadnej z nich nie zapomniałam - tęskniłam przez te 3 ostatnie lata za takim siedzeniem na łóżku i nie przypuszczałam już, że będzie to kiedyś jeszcze możliwe. Wszystko jednak jest, więc chwilę potem rozmawiamy już na ganku z dziadkami A. Jest jak kiedyś, chwilowo jest idealnie.

Zbyt mało mam lat, żeby rozumieć pożegnania. Każde jest dla mnie ostatnim. Przy każdym wydaje mi się, że jednak już potrafię - zawsze okazuje się, że bardzo się mylę. Wczorajszy dzień był upakowany zapachem świeżopalonej kawy i emocjami. Wykręcało mi brzuch od kofeiny i świadomość od przypływów nostalgii. Koniec końców wyjęłam z Ich szafy marynarkę w paski - substytut zapachu Ich pokoju i świadomości Ich obecności - zabiorę ją z sobą do Krakowa w poniedziałek - musi przynieść mi szczęście. Ona ma na sobie horyzonty - jest w paski. Horyzonty ostatnio dla mnie nie istnieją. Wyznaczają je jedynie granice mojej świadomości i jak dobrze, że wreszcię mogę to powiedzieć. 

Polubiłam się z życiem na nowo. Lubię zasypiać na ramieniu M. w środku ogrodowego ogniska. Jest ciepło i przyjemnie i mimo tego, że wracając mamy samochód pełen przyjaciół to i tak nie mogę się powstrzymać i śpię w drodze powrotniej. Przy nich mogę. Budzę się tylko przy kolejnych przystankach, znajomych domach i mieszkaniach. Otwieram oczy i włączam świadomość, całuję na dowidzenia. Szczęśliwieję. 

*  *  *
Istnieją jednak relacje idiomatyczne. Niewytłumaczalne. Nie pozwalające się dotknąć twardą łapą słów. Przyczepiam na magnesy do lodówki kolejne kartki zza moich oswojonych światów. Zagłaskuję na śmierć przyjemne wspomnienia. Zbyt przyjemne, by o nich rozmawiać i pisać. Oswajam je więc i uspokajam emocjnalne sztormy. Dziesięć w skali Beauforta i mój jeden rozskądek - ostatni bosman na tej starej łajbie. Rozskądku, wiem, że jesteś ciężko chory - żyj jednak jeszcze trochę - proszę!



2 komentarze:

  1. szczęśliwnieję też na Twój widok (szczególnie, że dawno Cię nie widziałam!) :D

    OdpowiedzUsuń