środa, 25 kwietnia 2012

Poezja konieczności

Duszno mi, ciągle mi duszno. Mam jakąś monomanię otwartych okien. Gdzie wchodzę, to otwieram i wietrzę i wietrzę i ciągle mi duszno. I idę ulicą i rozpinam płaszcz i marynarkę i najchętniej cała bym się rozpięła, rozebrała z tej duchoty, z tej monomanii duszności.

Jadę dzisiaj czternastką na uczelnię, wysiadam na Towarowej i co widzę? Ośmiu czy dziewięciu chłopa nad uruchomioną właśnie fontanną (restaurowana przez całą jesień i zimę, widać aż do teraz). Cieszą się te chłopy jak małe dzieci, jakby im kolejkę elektryczną mama kupiła. Jest woda, jest fontanna, jest rześko (i nie jest duszno!). Może im się ta fontanna kojarzy z morzem wódki? Albo po prostu odczuwają dogłębne samozadowolenie. Doprowadzili ją do wytrysku. Fontannę znaczy. Są genialni. Idealni. Samowystarczalni.

Poza tym czytam w pociągu Wysokie Obcasy. Artykuł o antyfeministkach. Jedyny wniosek: jakie to dziwne i pokręcone, jak bardzo niezrozumiałe że kobiety same ze sobą kłócą się o to kim są a raczej jakie być powinny, albo jakie być chcą i bynajmniej nie dotyczy to dzieci, prawa do pracy, antykoncepcji czy aborcji, ale (o ironio!) sposobu na bycie własną płcią. Może chociażby tylko przez wzgląd na to pora uświadomić sobie, że coś jednak jest nie tak? (dla wszystkich zaangażowanych za bardzo: nie piszę o swoim stanowisku w sprawie tych sporów, tylko o tym, że one w ogóle są)

O pisaniu pracy rocznej z historii literatury:
takie to pisanie nie jest wcale gładkie, przyjemne, rozwijające (chociaż to akurat zależy chyba od tego, o czym się pisze). Takie pisanie przypomina bardziej przedzieranie się przez kłujący tekst. Maczeta umysłu tnie liany słów torując drogę dla sensu. Tak właśnie zmagam się z tekstem, sobą, studiami i pracą roczną. Proszę o życzenia powodzenia i wyjścia z tej potyczki bez szwanku.

Gretkowska na dziś:
"Może przypadek to poezja konieczności?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz