niedziela, 8 kwietnia 2012

Intymne święta

Z tegorocznych świąt, jak na razie najlepiej smakuje różowe wino. W świętach najważniejszy powinien być slow. Tymczasem wszędzie jest hurry hurry. Tylko w Kościele wszystko na slow, na powoli, tantryczne Triduum Paschalne. Uwielbiam je za minimalizm, chociaż teoretycznie bardzo trudno go dostrzec. Jestem od pewnego czasu minimalistką. Nie, żeby mniej znaczyło więcej, ale raczej mniej znaczy bardziej, intensywniej i prawdziwiej. Wymarzone święta (także Wielkiej Nocy) na dzień dzisiejszy to parę butelek różowego wina, trochę owoców i mało ludzi, mało słów. Czyste sumienie, slow w Kościele, slow liturgii śniadaniowego dzielenia się jajkiem.  Ścisła intymność, objawienie świętości bliskości.  Parę podwójnych chwil, potrójnych, jeśli liczyć obecność wina. Chill out to złe sformułowanie, tutaj bardziej pasuje slow i out. Slow we wszystkim i out od wszystkiego, oprócz swojego, naszego sumienia, które tak bardzo chce być czyste.

Wszystkiego najbliższego, najwolniejszego, najbardziej intymnego i (przede wszystkim) najświętszego w te święta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz