czwartek, 22 marca 2012

życie boli

Wróżę temu blogowi śmierć przez zamęczenie. Tak jak moim zębom. Wizyta u dentysty jest jak wizyta u weterynarza. Przegląd uzębienia. Popsute? Nici z wystawy, po rodowodzie. Zastanawiam się, dlaczego teraz tak bardzo boimy się bólu (o sobie też piszę). Znieczulenie tu, znieczulenie tam. Narkoza, zewnątrzoponowe (albo wewnątrz?). Poród na życzenie z cesarskim cięciem.. Humanitaryzm ok. Ale odczłowieczenie, oduczanie czucia? A co by było jakby trzeba było rwać bez znieczulenia? Co by było jakby trzeba było rodzić na trzeźwo, na jawie, na haju z bólu? Nie przekonam się, mam nadzieję. I nie wiem, czy powinnam być z tego powodu najszczęśliwsza (chociaż jestem). Może taki niegdysiejszy ból uczył czegoś więcej, niż fizycznej odporności? Chlapnę sobie na dobranoc amaretto. Niech znieczuli. Kolejny painkiller.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz