poniedziałek, 7 stycznia 2013

Kolęda też była ładna


Niedługo w życiowym (pozornym) rozpędzie posprzątam wszystkie szuflady, szafki, kartony i wyskubię z dywanu każde źdźbło brudu. Porządek daje mi ostatnio pozory bezpieczeństwa. Chowam swój strach w uroczych kartonikach w groszki, w flakonikach perfum od Mamy i w różowej pomadce za funta. Póki są - znaczy jest dobrze, znaczy nic się w codzienności nie zmieni, nie ruszy. Ta martwa materia daje mi teraz poczucie stałości. Chociaż wcale nieważna, chociaż tak naprawdę wcale niepotrzebna.


W setkach telefonów do domu, w mailach do Mamy, w pociągach bez osiemdziesięcioprocentowej zniżki znajduję tylko niepokój. Odsuwam, zamiatam pod dywan te znaki zapytania. Przejadam codzienność nad ładnymi obrazkami i z estetycznym kubkiem z herbatą w ręku. Potrząsam szklaną kulą i oglądam śnieżek. Zapalam pachnące świeczki, okadzam rzeczywistość. Uładzam, uładniam sobie życie i chwilami tylko staję w oknie i nie wiem po co. 

Ksiądz na kolędzie zdziwił się jak odpowiedziałam, co studiuję. Zamilkł i się uśmiechnął. - A czy ksiądz myśli, że gdyby nie kapłaństwo to miałby co ksiądz po teologii robić? Co najwyżej byłby ksiądz katechetą, no, w porywach wykładowcą jakiejś tam logiki duchowości (oczywiście nie mówię, myślę tylko i się uśmiecham). Wymieniamy się z księdzem: koperta na obrazek (najcenniejsza kartka papieru w tym domu)  
- Chrystus Pantokrator? - pytam
- to w końcu filologia polska czy historia sztuki - dziwi się proboszcz
- (wszystko jedno. I to i to przecież bez sensu i bez przyszłości) filologia. Jednak filologia - odpowiadam.
Po raz setny: przepraszam nasze biedne, skryzysowane społeczeństwo za swój umysł. Nie będę Wam pierwszym Mickiewiczem wśród inżynierów. W ogóle nie będę. Zemrę z głodu i braku pracy (tak przecież mówią, tak sądzi nawet sam ksiądz proboszcz). 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz