środa, 9 maja 2012

kobiecy surrealizm

Z dedykacją, uściskami, buziaczkami pysiami dla sisek od wczorajszego wina. Dla towarzyszek nocnej winnej niedoli.

Siedzę w łóżku z wodą mineralną. Od zawsze wiedziałam, że istnieje, już parę lat temu przecież pisałam o damskiej wódce. Teraz mogę o damskim winie. Wbrew pozorom mało eleganckim, z plastiku i w dodatku za dychę. W wielkim bloku, który właściwie jest tak wielki, że sam sobą stanowi całe osiedle, mikro i makrokosmos z boxami dla ludzi, klateczkami do życia i przeżywania. Otóż damskie wino nie dość, że nieeleganckie, to niekulturalne, roztwór napełniony przekleństwami po brzegi, nasycony, spełniony roztwór kobiecej słownej, słodkiej wulgarności. Ćwiczenie mięśni brzucha przez śmiech, a później spanie na kanapie. Łono w łono, bo ciasno. Głowa na kolanach, noga na pustej butelce. Godzina dalej i przystanek i drzewa są różowe. Chyba zaliczam studenckie flow. Niech mi się już skończy, niech już wytrzeźwieję, wydorośleję. 

Poza tym surrealizm porannej kąpieli (nadmieniam, że surrealizm jest ostatnio moim ulubionym słowem zaraz po czasowniku zwrotnym: budować się). Składam ręce i nogi, dłoń w palce stopy. Mokre ciało jest jakoś bardziej ludzkie i odrażające. Nuram się w tej wodzie, moknę, zalewam, zmywam z wnętrza wino. Kropelka po kropelce wino w wodę. Surrealizm porannej kąpieli "dzień po". 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz