czwartek, 16 lutego 2012

Zadowalające usprawiedliwienie

Wczoraj długi poranek z zasuniętymi roletami. Zwlekam się jakoś z łóżka, właściwie zostaję zwleczona przez zapalenie światła i pytanie, czy ta bluzka może być do tych spodni. Nie ma chleba. Tym razem są jednak płatki i jest mleko - jest i śniadanie. W niebieskim pokoju chlew jak w najlepszej oborze. Uroczy dzień, z perspektywą gramatyki opisowej w tle. Dlaczego nie umiem już się stresować przed egzaminem? No dlaczego pytam?
Tak więc w ramach braku stresu kawka, płatki, serial.
Później uczelnia i moje dziwne kozaki na obcasie. No nie wiem doprawdy co mnie podkusiło bo mróz i śnieg i lód. WSZĘDZIE. Człapię więc, potykam się, ludzie myślą, że chyba od rana piję. No ale idę.Na światłach mam ograniczone pole widzenia bo owijam się w kaptur. Widzę tylko kobietę obok z czarną siatką Thank God I'm Women. No tak, thank thank, gdybym nie była kobietą to nie męczyłabym się w tych butach. (czy wszystko ze mną w porządku, skoro ostatnio trochę mi wszystko jedno w co się ubieram i jak wyglądam?).
     Bistro, wykład, następny wykład (już tylko w tle bo my już w Dublinerze na grzanym winie - kiedyś podawali większe porcje i z większym plastrem pomarańczy). Wracam do domu, przepraszam, człapię do niego. Znowu uroczy bałaganik. Robimy z Michałem nudne spaghetti. Pytam go znad patelni, czy jesteśmy już nudni do szpiku kości. Odpowiada śmiejąc się, że nawet gdyby, to dla takiego spaghetti warto.
Oj warto. Teraz za oknem znowu śnieży a ja w czerwonym kocu przed komputerem czuję się jak Królowa Śniegu. Wejdę taka Lodowa Dama na egzamin z nauki i współczesnym języku polskim. I jeszcze te dziwne smsy. Po co ja tutaj o tym piszę? Chyba tylko po to, żeby mieć zadowalające usprawiedliwienie, kiedy już zacznę się na siebie wściekać, że nie uczę się do egzaminu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz