piątek, 29 lipca 2011

Oswojone szarości

Nie tak dawno jeszcze temu z premedytacją próbowałam uciekać przed szarościami. Rozpoczynając od swojej szafy, przez kolory ścian w pokoju, na własnym życiu kończąc. Na sam dźwięk słów "szarość dnia", "szara rzeczywistość", "szarość życia codziennego" robiło mi się niedobrze, a osobę wypowiadającą te okropne zaklęcia wkładałam do szufladki z napisem NUDZIARZ. Wyświechtane, oklepane, wstrętne słowa, wstrętny kolor i w ogóle kto by chciał tkwić w cholernej SZAREJ rzeczywistości, skoro można ją jakimiś sposobami, jakimiś używkami, osobami, słowami, opowieściami pokolorować? Ano można było i Paulina kolorowała. Zapijała szary kolor czerwienią wina (często taniego, przed koncertami pod bydgoską Estradą), Paulina często zadymiała szarość szarościami z papierosowego dymu, albo kolorowała zakładając pstrokate sukienki opaćkane łączką kwiatów. Bywały i wieczory w kuchni z kolorowymi zapachami i smakami. Bywało też, że kolorowy wydawał się krzyk na moście, pod którym przejeżdżały rozpędzone pociągi. Takie odreagowanie złości. Tatuś nauczył, Paulina stosowała (stosuje?). Czasami kupiło się kolorową pościel, czasami obejrzało pokolorowany film. Nie tandetny i kiepski, ale bardzo plastyczny. Tak bardzo, że często poza jego plastyką i klimatem kolorów mało co można było wynieść. No ale do rzeczy. A rzeczy mianowicie kumulują się w stwierdzeniu, że dzisiaj szarość mnie już nie odstrasza, wręcz przeciwnie. Możliwe, że jest to kwestią dojrzałości (za tym słowem chyba też aktualnie nie przepadam), może jest to sprawą zmieniającego się smaku, gustu i w ogóle ciągle zmieniającego się patrzenia na odcienie rzeczywistości. Teraz szarość kojarzy mi się ze szlachetnością, klasyką w nieco jednak bardziej ekstrawaganckim wydaniu. Z porą dnia, kiedy upał (o zgrozo, w tym roku nieobecny!) opada lekko jak pióra na rozgrzany asfalt przynosząc lekkie ukojenie lepkim ludzkim ciałom. Teraz szarość jest kolorem sygnalizującego deszcz nieboskłonu, oraz kolorem moich oczu, który coraz bardziej jednak lubię. Szary gości w mojej szafie i na poduszkach. Szary pozwala odpocząć od coraz większego kontrastu, który kiedyś bawił, teraz jednak  męczy i nie pozwala zrozumieć własnej osobowości. Szary to kolor dostatku, klasyki, spokoju w szlachetnym wydaniu. Luksusu ze smakiem, luksusu bez zbędnego, tandetnego przepychu. I szary wcale nie maskuje. Szary tylko uwydatnia.

Tak więc nie bawią już mnie do końca hulanki z Komandosem po mostem, marynarze w klubowych toaletach i nie tylko, trochę zbrzydły mi słodkie oszustwa i przekręty, miotanie się w mgle rzeczywistości w walce o kolor. Odcienie szarości są piękne. Jak czarno-białe fotografie, które są bardziej szare, niż kontrastowe. Jak opowieści prababci Marysi w deszczowe, lipcowe popołudnie, jak szary, prążkowany kot bez oka, który jest uroczy, ale przecież przeciętny, bo co drugi dachowiec rodzi się w szarawym kolorze. Być burym (albo burą, przykładowo suką) a szarym (szara suka brzmi znacznie lepiej!) to zasadnicza różnica. Wolę być szara, odkrywana powoli i delikatnie.

szarości na dziś:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz