czwartek, 2 lipca 2015

Bliskość ma smak malin

Zapach i smak malin wyjadanych z szarego, kartonowego pudełka kojarzy mi się z Babcią. Pudełko nigdy nie wytrzymywało i jeszcze przed domem wyjadałam ostatnią sztukę. Maliny były tylko dla mnie i dla Niej i ani Mama ani Marek, ani Tata, ani nikt inny nie miał nigdy do nich dostępu, o ile sam nie sprawił sobie osobistego malinowego pudełka.

Maliny mają smak przedziwnej bliskości między mną a Babcią. Taka zaborcza i nieco zazdrosna malinowa bliskość nie pozwalająca posmakować siebie nikomu innemu. Nie wiem do końca czy była to typowa relacja babci z wnuczką, bo Ona była jedyną babcią, którą pamiętam. I była babcią przedziwną - dająca maliny i siebie na absolutną wyłączność. Pytająca o to, czy jestem zakochana, żeby zaraz potem zapytać, czy nie jestem głodna. Była babcią, która całymi, długimi, letnimi dniami oglądała ze mną Sex w wielkim mieście w ogrodzie i podziwiała ekstrawaganckie sukienki, babcią, której zaraz po skrobaniu chrzanu i kiszeniu ogórków malowałam paznokcie. Babcią, która rozmawiała ze mną o seksie podczas letniej burzy siedząc na schodach przed domem z kubkiem kakao i babcią, która wracała z cmentarza z płaczem znajdując grób dawnego narzeczonego sprzed wojny.
To typ babci-opowiadaczki, która mówiła wciąż o powojennych obiadach w kasynie, teatrach w drewnianych domach kultury na wsi, wojennych listach i pocztówkach zrobionych z czarno-białych zdjęć: każda zatytułowana "Najdroższa Zosiu". Nie znam już wszystkich imion i emocjonalnego pochodzenia osób z pocztówek-zdjęć. Opowiadała o dwóch szkołach składania obrusu (z kantem i bez), o tym, że nalewkę robi się z niewydrylowanych wiśni i o tym, że sama już nie wie co to jest i jak się definiuje miłość. Była też fajną przyjaciółką, która kryła nasze pierwsze papierosy i wagary w liceum.  Jesienią dom był pełen bajkowych koszy z jabłkami, zimą wieczorami nalewała wiśniową nalewkę do kryształowej karafki i robiła mi herbatą z sokiem z czarnego bzu. Wiosną poranne kanapki były z okrągłym plastrem pomidora, a lato pełne było tartego chrzanu, kopru i świeżych ogórków. Miałam smaczne dzieciństwo.

To malinami za nią tęsknię i przypominam sobie strukturę wypukłych żył na dłoni. Kupiłam dzisiaj z Amelią kartonik malin na Rynku Jeżyckim trzymając ją za rękę i pomyślałam, że ludzie umierają ,ale rodzaj bliskości pozostaje - nauczyła mnie być blisko w nieoczywisty sposób. 
Dzięki Ci Babciu. 

tęsknię, ale jem dużo malin. Na wyłączność. 


2 komentarze:

  1. Najpiękniej zapisana relacja wnuczki z babcią. Mogłabyś napisać drugi "Nagi sad" jak Myśliwski, o tej niesamowitej, wielowymiarowej bliskości. Może tytuł brzmiałby: "W malinowym chruśniaku"? Dziękuję Ci za bliskość, wieczorem malinowo ją przypieczętujemy <3

    OdpowiedzUsuń