tag:blogger.com,1999:blog-68224310650084063322024-03-05T17:53:23.482-08:00Odcienie Szarościpll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.comBlogger88125tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-6271059328720299022016-01-02T12:02:00.002-08:002016-01-02T12:02:51.228-08:00Post o banałach.<div style="text-align: justify;">
A co jeśli naprawdę tak jest? Jezeli jestem, jeżeli jesteśmy dla siebie zbyt surowe? Co jeśli te wszystkie nasiona chia, jagody goji to nie dlatego, że trzeba być dla siebie dobrym, ale po to, żeby wyglądać jak określona pani z określonego obrazka? Co jeśli naprawdę to tylko kwestia tego, co pochodzi z zewnątrz, a nie z samej siebie? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może i nie wyglądam jak milion dolarów, może powinnam na listę noworocznych postanowień dopisać "schudnąć 10 kilo". Ale sama nie wiem czy do końca tego chcę. Wolę o siebie zadbać, zwolnić i spokojniej być. Wolę iść na siłownię i nie myśleć na bieżni o tym ile jeszcze muszę schudnąć, ale o tym, ile dobrego dla siebie robię. Co jeśli nigdy nie będę tak bardzo fit, nie będę miała umięśnionego brzucha i wyrobonego bica? Jeżeli nie zdążę przed życiem, przed zmarszczkami, przed potencjalynymi dziećmi i ciążami, przed starością, przed zwiotczałą skórą? Co jeżeli nie zdążę powiedzieć sobie, że jest w porządku?<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie widzę recepty. Mówienie do lustra o tym, że jestem piękna i mądra jest dla mnie trywialne. Kompensowanie sobie kompleksów dobrą książką albo filmem też jest czymś "zamiast". Wolę podchodzić do siebie holistycznie. Czy naprawdę świat by mnie wyśmiał, czy naprawdę by się skończył, gdybym mogła tak po prostu stwierdzić i uwierzyć w to, że jestem ok? Że mogę popełniać błedy. Że mogę czasami niedowyglądać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Być dla siebie dobrą to chyba dla mnie coś więcej, niż siłownia i nowe ciuchy. I chociaż siłownia ciągle przede mną, a ciuchów mam stanowczo zbyt dużo, to w tabelce z postanowieniami noworocznymi wpisałam tylko jeden, okropny banał: zadbać o siebie. Teraz. Bez względu na to ile teaz ważę i w co jestem teraz ubrana. Zawsze zasługuję na to, żeby o siebie dbać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-49548428578385465362015-11-30T10:47:00.004-08:002015-11-30T10:47:42.075-08:00Jak smakuje dorosłość? Jadę do Poznania z o 5 lat młodszym sąsiadem zza płotu. Przez całe dwie godziny rozmawiamy o naszym wspólnym gimnazjum, nauczycielkach wf-u - szkolnych seksbombach i Panu Ciastku, który od lat z tą samą żoną - Żyrafą jest najpzystojniejszym wfistą jakiego znam do dziś. Na chwilę jestem znowu małą zgredką biegającą na przerwach za Ciastkiem z bandą przyjaciółek (te akurat zostały do dziś). Opowiadam o pierwszych wagarach, maturze i hucznych osiemnastkach (po mojej własnej osiemnastce w hipsta klubie Deja Vu zbankrutowałam - półgodzinny telefon do Londynu kosztował majątek).<br />
<br />
8 lat po skończeniu gimnazjum jadę z tym sąsiadem do Poznania, a za 4 dni odbieram klucze od swojej nowej, życiowej przestrzeni. Na (prawie) wspólnym koncie ponad dwieście tysięcy na minusie. W piątek z kolei wchodzę do sypialni w bydgoskim domu i widzę 3 stosiki kolorowych, lekko przymałych na mnie już rzeczy - Mama chyba uznała, że pora mnie mentalnie wyprowadzić nawet z przestrzenii przepastnej szafy. Wkładam na siebie za ciasną białą bluzę w kurczaki i zastanawiam się, czy właśnie tak smakuje dorosłość i czy przypadkiem nie przyszła zbyt szybko? Czy przypadkiem nie powinnam zaliczać trzeciego Erazmusa i piątego romansu? Czy może zakładać swój własny hipsta-start up? W niedzelę M. dzwoni i mówi, że nie przyjedzie, bo robi porządek w swoim bydgoskim pokoju stającym się powoli gabinetem jego Mamy. Widocznie czas przenieść się już w całości: sercem, ciałem duchem i pamiątkami z dzieciństwa do nowego lokum.<br />
<br />
Chyba już dzisiaj wiem, czemu mieszkania kosztują taki majątek, to przecież nie jest kwestia kosztów betonu, instalacji i marży dewelopera - to są koszty aklimayzacyjne, koszty, jakie trzeba płacić w życiu za wszystko. Także za poczucie bezpieczeństwa i realizowanie planu na życie.<br />
<br />
Czy dorosłość mi smakuje?<br />Bourbon, który M. dostał z okazji obrony magisterki smakuje potwornie źle. Podobnie jak kredyt i stres o zabarwieniu finansowym. Jeszcze nie wiem, czy to wszystko tego warte. Ale Tata zawsze mawiał, że jak zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, a jeżeli jakieś wyjście to przy okazji ładne i własne, stylowe drzwi, to po prostu trzeba je otworzyć.<br />
<br />
No to otwieram sobie drzwi. Nowego domu, starego życia i fajnych wspomnień biegania za przystojnym wfistą...<br />
<br />pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-41201825415015443092015-11-10T13:32:00.001-08:002015-11-10T13:32:19.129-08:00Stylowe znicze i ciężki bagaż podręczny<div style="text-align: justify;">
Trzyma się mnie jeszcze klimat Wszystkich Świętych. Rozmowy na cmentarzach, znicz w prawo i znicz w lewo. Promka na czteropak czerwonych z krzyżykiem i znicz w koszyku między bananem a mlekiem w Biedronce. Lubiłam zawsze w tym dniu wieczorny spacer po cmentarzu, który był naturalnym pretekstem do odświeżenia wszystkich opowieści z tymi, których nie ma. Poza tym cmentarze pozwalają nabrać dystansu. Lubiłam też w tym święcie wieczorny rytuał babci Zofii: wyciąganie pudła z przedwojennymi zdjęciami i snucie długich opowieści. Co roku tych samych: o obiedzie w kasynie, o komunistycznym wojsku i pogrzebie pradziadka, o wizycie w ZOO i o Warszawie, która z roku na rok stawała na nogi i murowała się na nowo. </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W tym roku odbywamy z M. pielgrzymkę po nekropoliach: ciocia "leży" tu, wujek tam. Teraz dopiero czuję się częścią nowej rodziny, kolejny stopień wtajemniczenia to poznanie rodziny ze strony tych nieżyjących (to chyba wiąże bardziej, niż małżeńska przysięga). Na cmentarzu żywa ciotka F. usprawiedliwia nieobecność B. i A. (również jeszcze na tym świecie) i zaznacza, że oni mają takich świeżych zmarłych, "niecałoroznych" stąd stacjonują na innym cmentarzu. Ja z kolei czuję, że "moi" zmarli są zawsze na świeżo. Umierają ciągle i ciągle na nowo pozostawiając melancholijny efekt świeżości. W tym zresztą upatruję dorosłości: w posiadaniu "swoich zmarłych". Stawiamy więc z M. najbardziej stylowe z możliwych zniczy na wysokim grobie prababci Marysi. Czy ona też jest już "moją zmarłą"? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za to chwile prawdziwej, metafizycznej bliskości przeżywamy tydzień po 1 listopada, o 20.15 na wiejskim cmentarzu z pradziadkami i rodzeństwem dziadków. Szukamy latarkami między chryzantemami babci F. Kiepsko nam to idzie, choć w końcu okazuje się, że pośmiertny dowód osobisty tej babci został właśnie przysłonięty doniczką z okazałymi kwiatami. Dzień dobry Pani Babciu, chciałabym być bliżej, chciałabym, żeby była Pani teraz także moją zmarłą - myślę i zapalam znicz. </div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatem do mojej patchworkowej, oswajanej dorosłości dodaję także dodatkowe opowieści, i chcę ich słuchać co roku na nowo. Jak najdłużej. Nie chcę jeszcze stawać się opowiadającą. W tym roku trochę tych opowieści przybyło. A nie jest to lekki bagaż. </div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-62493932761386359892015-09-24T14:55:00.004-07:002015-09-25T01:10:47.999-07:00Reforma w uczeniu historii<br />
<div style="text-align: justify;">
Po malinowym poście przypomniałam sobie jeszcze historię groszku cukrowego, kiedy u dziadków A. w wiecznie remontowanym, przedwojennym, dwustuletnim dworku na wsi chodziłyśmy boso między grządkami z ogórkami, truskawkami, marchewkami, by na końcu, przy pionowej ścianie ziemii, która była jednocześnie zakończeniem warzywniaka babci Krysi położonego w dolince dojść do dzikiego, słodkiego groszku. Zjadałyśmy wszystko razem z miękkimi łupinami i nie zważałyśmy na krzyki babci Krysi, żeby umyć nazrywany gorszek "pod szlauchem". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziwne to były historie i piękne miejsce z sadem, starymi cegłami, olbrzymim strychem i jeszcze większymi, zimnymi latem piwnicami pełnymi konfitur truskawkowych. Był też staw, a u sąsiadów co roku nowa, letnia dostawa kociąt wszelkiej maści. Chodziłyśmy tam z A. te kocięta oglądać, choć wiem, że przez całe życie bała się kotów. Były wykopaliska jej dziadka i wieczorne opowieści przy świecach o kręgach w zbożu kilka gospodarstw dalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Konfitury truskawkowe mają z kolei smak grozy, bo babia Zofia spędziła w piwnicy pod domem w podbydgoskich Przyłękach 3 dni i 4 noce żywiąc się tylko zebranymi tam na czarną, wojenną godzinę konfiturami. Mdliło ją i wymiotowała, ale przeżyła i to chyba najważniejszy morał tej historii. Prababcia Ludwika poradziła sobie w tym czasie z rosyjskim wojskiem brawurowo i tym konfiturowym sposobem wszyscy jesteśmy tu i możemy mówić o jakimkolwiek "tu i teraz". Otóż konfitury potrafią czasami ocalić życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnią rzeczą, jaką ugotowała mi Babcia był waniliowy budyń z konfiturami truskawkowymi. Niezastąpiona i obłędna pieczeń rzymska od niej, którą dostałam tego samego dnia w ramach uposażenia studenckiego leżałaby w zamrażalniku do dziś, gdyby nie wyprowadzka. Gdybym ją zjadła, czułabym się tak, jakbym zjadła do końca jej odejście - a do dziś tego jeszcze przecież tego nie dojadłam. Taka pamiatka mi po niej została - w zamrażalniku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po tych wszystkich wspomnieniach smakowych myślę, że historii w szkołach powinno się uczyć właśnie smakiem. Opowiadać dzieciom piękne i straszne historie i podawać jedocześnie konfitury truskawkowe, pieczenie rzymskie, powidła i peklowane ogórki. Smak pozostaje w pamięci intensywniej. <b>Może powinniśmy po takiej zmianie systemu ehukacji karmić uczestników Marszy Niepodległości słodkimi konfiturami? Może to właśnie ten pacyfikujący słodkością smak to synonim największej miłości do Ojczyzny - chęci życia, trwania. Bycia tu i teraz.</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś wyczerpię babciowe tematy, choć są wdzięczne i wciąż bliskie. No i takie, że chce mi się z nimi identyfikować. W ogóle polecam takie kulinarne wypominki: zamiast zdrowasiek kolejna cukinia pokrojona, Nie żebym uważała, że zdrowaśki są złe czy też nieskuteczne - ale nigdy nie pozwalają na takie totalne przeniesienie się wstecz. Gotowanie i odtwarzanie smaków owszem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A ostatnio przenoszę się wstecz ciągle. To detoks dla nerwów, od braku czasu i braku odpowiedzi. Codziennie rano przed obudzeniem przypominam sobie 3 dobre smaki i 3 dobre miejsca. To pomaga się umiejscowić w rzeczywistości nieco szerzej, niż tylko kredytowo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-9183932762608665462015-07-02T09:51:00.001-07:002015-07-02T10:04:58.458-07:00Bliskość ma smak malin Zapach i smak malin wyjadanych z szarego, kartonowego pudełka kojarzy mi się z Babcią. Pudełko nigdy nie wytrzymywało i jeszcze przed domem wyjadałam ostatnią sztukę. Maliny były tylko dla mnie i dla Niej i ani Mama ani Marek, ani Tata, ani nikt inny nie miał nigdy do nich dostępu, o ile sam nie sprawił sobie osobistego malinowego pudełka.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Maliny mają smak przedziwnej bliskości między mną a Babcią. Taka zaborcza i nieco zazdrosna malinowa bliskość nie pozwalająca posmakować siebie nikomu innemu. Nie wiem do końca czy była to typowa relacja babci z wnuczką, bo Ona była jedyną babcią, którą pamiętam. I była babcią przedziwną - dająca maliny i siebie na absolutną wyłączność. Pytająca o to, czy jestem zakochana, żeby zaraz potem zapytać, czy nie jestem głodna. Była babcią, która całymi, długimi, letnimi dniami oglądała ze mną Sex w wielkim mieście w ogrodzie i podziwiała ekstrawaganckie sukienki, babcią, której zaraz po skrobaniu chrzanu i kiszeniu ogórków malowałam paznokcie. Babcią, która rozmawiała ze mną o seksie podczas letniej burzy siedząc na schodach przed domem z kubkiem kakao i babcią, która wracała z cmentarza z płaczem znajdując grób dawnego narzeczonego sprzed wojny.</div>
<div>
To typ babci-opowiadaczki, która mówiła wciąż o powojennych obiadach w kasynie, teatrach w drewnianych domach kultury na wsi, wojennych listach i pocztówkach zrobionych z czarno-białych zdjęć: każda zatytułowana "Najdroższa Zosiu". Nie znam już wszystkich imion i emocjonalnego pochodzenia osób z pocztówek-zdjęć. Opowiadała o dwóch szkołach składania obrusu (z kantem i bez), o tym, że nalewkę robi się z niewydrylowanych wiśni i o tym, że sama już nie wie co to jest i jak się definiuje miłość. Była też fajną przyjaciółką, która kryła nasze pierwsze papierosy i wagary w liceum. Jesienią dom był pełen bajkowych koszy z jabłkami, zimą wieczorami nalewała wiśniową nalewkę do kryształowej karafki i robiła mi herbatą z sokiem z czarnego bzu. Wiosną poranne kanapki były z okrągłym plastrem pomidora, a lato pełne było tartego chrzanu, kopru i świeżych ogórków. Miałam smaczne dzieciństwo.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
To malinami za nią tęsknię i przypominam sobie strukturę wypukłych żył na dłoni. Kupiłam dzisiaj z Amelią kartonik malin na Rynku Jeżyckim trzymając ją za rękę i pomyślałam, że ludzie umierają ,ale rodzaj bliskości pozostaje - nauczyła mnie być blisko w nieoczywisty sposób. </div>
<div>
Dzięki Ci Babciu. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
tęsknię, ale jem dużo malin. Na wyłączność. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-79584687780215585842015-06-11T13:39:00.002-07:002015-06-11T14:30:08.668-07:00Kontemplacja prasowania<div style="text-align: justify;">
Chorowanie na grypę w środku lata nie jest z pewnością najlepszym pomysłem. Takie chorowanie najbardziej w świecie wkurza i denerwuje i chyba przez te emocje jeszcze trudniej jest doprowadzić swój organizm do stanu względnej homeostazy. Dodatkowo mam zbyt dużo czasu na to, żeby się sobie przyglądać. Odcinając nawet czerwony nos i spękane oczy widok nie jest najlepszy w świecie. Nawet wtedy, kiedy na odbicie w lustrze nałożę wirtualny makijaż.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czas opanować sztukę (samo)akceptacji, choć obawiam się, że zakończy się to dalszym jedzeniem kilograma truskawek na kolację.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cel na teraz: nauczyć się na nowo być samej z sobą. Posamotnieć na życzenie, a z samotności przymusowej (M. emigruje do Bydgoszczy w każdy czwartek) uczynić największy luksus. Taki miałam dzisiaj zamiar i kiedy K. wychodziła z mieszkania usiadłam na łóżku i starałam się wymyśleć najbardziej wysublimowaną, najbardziej luksusową czynność jaką mogę samej sobie podarować. Co najlepsze, przez sekundę nawet nie pomyślałam o: długiej kąpieli, pomalowaniu paznokci, domowym SPA (takie w ogóle istnieje?), nawet nie o gotowaniu i pieczeniu i nawet nie o nowym bucie (nie wychodzę z domu, może to jest determinanta). Przeszła mi przez myśl książka, ale mentalna praca magisterska pochłonęła ten pomysł jeszcze w mózgowym zalążku. </div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu wpadłam na arcygenialny pomysł. Zaczęłąm prasować. Wieki tego nie robiłam, odkąd pralka w Poznaniu popsuta i odkąd piorę w Bydgoszczy, a jak wychodzę wieczorem na drinka to mama ukradkiem prasuje wszystkie spódniczki (wstyd absolutny, ale cóż zrobić, skoro widocznie ją też ta czynność uspokaja?). Otóż prasowanie w taki sposób: niespieszny, kontemplacyjny, z muzyką w tle i z biała herbatą w zanadrzu uważam za moją dzisiejszą najgłębszą, najszczerszą modlitwę do codzienności. To niemal najlepszy moment dnia. Rozprasowałam także swoje wgłowne lęczki - wytłumaczyłam sobie na chłodno (na gorąco-parująco), że nie ma się czego bać. Że czas nie mija, a nadchodzi jak mawiają (podobno) Indianie, że kula ziemska jest duża i choćby nie wiem co, znajdę dla siebie kiedyś jakieś odpowiednie miejsce i nawet kredyt na mieszkanie tego nie zmieni, że ludzie generalnie mnie kochają i ja kocham ich i nic mi nie powinno tej kontastacji psuć, nawet współczesna koniunktura i kapitalizm i kredyt (nieślubny zresztą - czy kredyt bez ślubu to też grzech?!) na ćwierć miliona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rekomenduję prasowanie. Najlepsze w stadium - jeszcze przed terapią, ale już po uświadomieniu sobie, że jest ona jednak potrzebna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem - idę zażywać syropek, zieloną tabletkę na drogi oddechowe (?) i Naproxen (to jednak nie jest lek typu prozac czy xanax - ten etap wciąż jeszcze przede mną).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ściskam</div>
<div style="text-align: justify;">
Młynia</div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-55955535423850075792014-09-12T12:27:00.000-07:002014-09-12T12:27:11.052-07:00Lista "pamiętam"Pamiętam przedpołudnia przed szkołą. Lody bakaliowe i wypluwanie rodzynek. Pamiętam likier bananowy, pierwsze wagary nad strumykiem i podpisywanie się na murach wiaduktu nad kanałem. Pamiętam londyńskie pożegnanie i moje przekonanie o tym, że jest ostatnim tak wielkim i dalekim w moim (naszym) życiu pożegnaniem. Pamiętam mój brak akceptacji na kolejną tęsknotę i pamiętam też to, że nie umiałam mówić o tym w taki sposób, żeby zostać zrozumiana. I pamiętam wsystkie te chwile, jak główki od szpilek poutykane w codzienności, kiedy wystarczała sama obecność. Pamietam pierwsze papierosy i pierwsze wódki i szampany kupowane wtedy, kiedy następowało kolejne "już". Pamiętam wszystkie popołudnia, wspólne gotowanie, zasypianie na klubowych imprezach i drinki w dzień urodzin. Zasypianie razem, dach w środku nocy i wspólne poranki. Pamiętam gorące herbaty po to, żeby łzy wyparowały i wszystkich naszych mężczyzn pamiętam po kolei. Byli ważni, bo One były ważne, czasami najważniejsze. Bardzo chciałabym, żeby zdały sobie sprawę z tego, jak bardzo trudno było mi to w sobie złamać. Jak bardzo wiele nauczyły mnie tymi wyjazdami, powrotami, wspólnym pakowaniem, rozmowami na skypie (na które zazwyczaj nie docieram...). Jak bardzo cieszę się, że dzięki NIM mogę teraz napisać, że nauczyłam się akceptować. Każdy wybór, każdą odległość i każdą decyzję. Jak to nie moja wygoda a ich szczęście stało się pryzmatem patrzenia na ich życie. Nie wiem, jak będą wyglądały przez najbliższy rok bydgoskie weekendy, bo przyjeżdżałam tutaj dla Nich. I dzięki Nim czułam, że nie dosięga mnie tu ani egzamin, ani stres, ani żaden kawałek złości tego świata. <div>
<br /></div>
<div>
Dziękuję nie za te wszystkie "pamiętam" z linijek wyżej, ale za to, że nauczyły mnie AKCEPTACJI i nauczyły mnie nie porównywać. Wciąż jesteście ważne jak mało kto i wciąż nie przyzwyczaiłam się do tęsknoty za Wami. Ale nauczyłam już się przed nią nie uciekać i oswajać. I nawet wtedy, kiedy nie ma mnie na skypie i nie ma mnie w pobliżu, to jakkolwiek to tandetnie nie brzmi - jestem. Wyczulona i wrażliwa na każdą wiadomość i znak, na wszystkie Wasze emocje. I wciąż myślę, że lista "pamiętam" jest jeszcze otwarta. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-33502029997342243152014-08-07T16:03:00.000-07:002014-08-07T16:03:49.945-07:00sypiam z ludźmi <div style="text-align: justify;">
W tym tygodniu sypiają ze mną w moim łóżku 4 osoby o różnym stopniu zażyłości. Nie wiem dlaczego to wspólne sypianie (nie seks) jest tak demonizowane i rezerwowane dla tak niewielu osób w życiu. Spałam z niezliczoną ilością osób w jednym łóżku i wiem, że to zbliżające bardziej, niż wódka, wino, czy niejedna rozmowa. Po spaniu z kimś rozpoznać można całą relację, wgryźć się w swojego kompana/kompanki łóżkowej i dowiedzieć się o nim/niej znacznie więcej, niż w niejednej sytuacji i wcale nie poprzez analizję pozycji zasypiania, chrapanie, zwolniony oddech czy nieskoordynowane ruchy. Sypiając z sobą poznajemy się po przedziwnej, intymnej energii, jaka zostaje wytworzona. Za każdym razem inna, za każdym razem bliska. Nie odzieram sypiania z ludźmi z intymności. To czasami intymniejsze niż seks, bo dzielimy ze sobą siebie, czas, kiedy umysł myśli tylko o sobie, kiedy skupiamy się na sobie najbardziej. Spanie z sobą to dwa egoistyczne ciała w jednej, ciasnej przestrzeni. Doprawdy, nie lubię spać sama i chyba jestem poligamistką, bo nie rezerwuję sypiania-z-kimś dla jednej tylko osoby. Ciągle eksploruję, ciągle poznaję, ciąglę się zbliżam. </div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-39432835873816273622014-03-30T14:18:00.001-07:002014-07-08T12:50:36.634-07:00pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-60779445639258202852014-03-23T10:15:00.000-07:002015-07-02T09:54:08.364-07:00wczuwać w życie, którego nie będziePójdę dzisiaj do teatru i zapalę papierosa zaraz po spektaklu. Tak, dzisiaj jest ten dzień, kiedy bardzo.<br />
O wiele bardzo za bardzo. Nie powinnam. Palić, wczuwać się w teatr, wczuwać się w życie, którego nie będzie.pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-92154430698286465772014-03-17T09:02:00.000-07:002014-03-17T09:04:04.137-07:00otwierając okno <div style="text-align: justify;">
- Co robisz? - pyta po przyjacielsku M. wchodząc do naszego zabałaganionego i nieodmalowanego pokoju</div>
<div style="text-align: justify;">
- napachniam pokój deszczem - odpowiadam i właściwie mam ochotę być sama z jaśminową herbatą, kotem (który jest jeszcze w Bydgoszczy) i otwartym oknem. Szczególnie sama ze sobą i z oknem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sypianie z sobą (w dosłowności, nie tylko w sensie seksu) jest przyjemne, ale odziera ze mnie resztki wewnętrznej samodzielności. To bardziej intymne niż seks, bo dzieli się z kimś pewien dziwny stan podświadomości (nie tylko ciało), nad którym się przecież nie panuje i który jest w jakiś przedziwny sposób pierwotny. Nie można być już samej z sobą nawet podświadomie. Zawsze wkrada się gdzieś czyjeś ciało, ręka, włosy, brzuch i stopy. Od samego zarania, od początków każdego dnia jest się z kimś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bywam więc również z sobą, ale brak mi nieco samotności, bo nawet w myślach wciąż mam towarzystwo, którego mieć nie powinnam. Nie przystoi. Właściwie jedyną, ostateczną instancją stałą, jaką mam, jestem sama ja. Moje własne ciało i herbata jaśminowa, i deszcz, i jego zapach, i możliwość otworzenia okna. Dobrze, że potrafię jeszcze sama otwierać okna. Na świat, na jutro i wczoraj, na nowe możliwości i na nich brak. Na wszystko i na nic. Dobrze, że potrafię. I dobrze, że nie muszę spać sama. Właściwie - nie lubię spać sama. Lubię spać z kimkolwiek bliskim. Nie definiując stopnia i rodzaju zażyłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zamieiam jedne tęsknoty na inne, chociaż pewnie niektóre powinny pozostać nieukojone. Staram się w tym nieukojeniu doszukiwać się czegoś - przydatnego, rozsądnego i dobrego. Czasami znajduję, czasami nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
tęsknię, ściskam, otwieram okna</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
P.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-41530868647194194382014-02-08T12:29:00.001-08:002014-02-08T12:29:37.441-08:00sesja i ściąganie spodni"Nie wiedziałam, że kwiat skrajnie prawicowej młodzieży (wszech)polskiej może nosić tak bardzo genderowe spodnie unisexy" - piszę Patrycji na kartce.<br />Trzymają się mnie ostatnio kiepskie żarty (choć spodnie też były kiepskie). Lubię tylko konkretne spodnie na konkretnych mężczyznach. Niezbyt prawicowych, ale też dalekich od lewicy. Na inteligentnych mężczyznach. Nie muszą być nawet polityczni. Wystarczy, że są i noszą spodnie, które zawsze można ściągnąć.<br /><div>
<br /></div>
<div>
Sesja jest ciągła. Ciągle coś do zdania.</div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-51193759369629688412014-01-28T14:54:00.000-08:002014-01-28T14:54:45.366-08:00Ptasie wnętrzności. Jem modlę się i kochamDzisiaj jestem Pytią. Śnią mi się pierogi z truskawkami, Mali mówi, że zazwyczaj śnią się rzeczy, które wypieramy. Sama już nie wiem, co czym wypieram. Mózg mi się wy - piera. Pierze mi się w proszku z inteligentnymi globulkami. Starożytne kapłanki wróżyły z wnętrzności ptaków i z sposobu ich lotu - tak więc jestem Pytią - piszę Agacie i o ptakach też jej piszę.<br />
- To zasadniczo jest jakaś opcja. Mogłabym sobie powróżyć... z ptaków<br />- Ciekawe co byś z nich wyczytała<br />- Paradygmat przyjemności<br /><br />Trochę się otruwam, trochę red bullem, trochę kawą, trochę papierosem przy Maiusie. Trochę jestem jak zatrute jabłko z królewny Śnieżki, trochę jak pierogi z truskawkami, które miały być wybawieniem i trochę jak Pytia. Patchworkowa ja.<br /><br />Dobry seks, dobre jedzenie i dobra modlitwa - prawie jak "Jedz, módl się i kochaj" tyle że made by Ewa M. Właściwie co mi szkodzi - wprowadzam w życie. Kogo mam słuchać, jak nie własnej matki? pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-72591942044534335862014-01-19T03:06:00.000-08:002014-01-19T03:06:07.346-08:00ważne słowa<div style="text-align: justify;">
Odnoszę wrażnie, że ryzykuję ostatnio o wiele więcej, niż względne bezpieczeństwo podczas spaceru Chwaliszewem o drugiej w nocy (dwa razy w zeszłym tygodniu). O tym ryzykowaniu dowiaduję się właściwie po fakcie - to się nie liczy. Igram z emocjonalnym ogniem i przypalam już sobie zakończenia nerwowe. Wyliczam w myślach, co mnie uspokoaja: </div>
<div style="text-align: justify;">
uspokaja mnie więc <b>miasto</b>, uspokaja mnie (o zgrozo, to niedobrze) <b>nikotyna </b>oraz <b>Colegium Maius</b>. Sprawdza się teoria, że jeżeli nie wiadomo co zrobić i gdzie być - należy przyjechać na Maius. Należy również oczekiwać<b> kota</b>. To również uspokaja. Posiadanie w perspektywie odpowiedzialności nie tylko za swoje życie jest motywujące. Uspkaja mnie również<b> praca</b> - toteż pracuję - czternaście godzin wczoraj, do północy dzisiaj. Obserwowanie ludzi wpadających na kawę, na czekoladę, na tort, na chwile szczęścia - zakochanych, skłóconych, znudzonych, zakłopotanych. </div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
No i te rozmowy z zaplecza: </div>
<div style="text-align: justify;">
- K. ostatnio opowiadała mi o Bogu. Tak ładnie opowiadała, że chyba nawet w niego uwierzyłam. Czy Wy to pojmujecie, że ona w niego naprawdę wierzy?! </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja wierzę w intuicję. Gdyby nie ona dawno byłabym już w ciąży. Nie można brać hormonów z antybiotykami jednocześnie - tak podpowiedziała mi intuicja wczoraj dokładnie w odpowiednim czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Te rozmowy mnie uspokajają, bo lubię słuchać, wbrew pozorom - o cudzej codzienności, intuicji, ciąży - nieciąży, kocie, hormonach i Bogu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy wierzy w coś. Niektórzy nawet wierzą w gender. Ja właściwie wierzę w bardzo dużo rzeczy i Istnień. W emocje też wierzę ostatnio za bardzo. Podobno w Lidlu niedługo będzie tydzień dla pupila - może uda mi się znaleźć jakś drapak w promocji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przestałam za to wierzyć w pożegnania - czasami choćby nie wiem jak bardzo się (nie)chciało - nie udaje się pożegnać. Witać umiem całkiem dobrze, przesiadywać w McDonalds'ie w nocy i wkładać swoje serce i emocje do Polskiego Busa wraz z przyjaciółką. Wychodzi mi to perfekcyjnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oprócz tego uspokajają mnie również<b> lotniskowe terminale i dworce</b>. Chociaż te ostatnie też są już naznaczone - pracą i wspomnieniami. Mimo wszysto czasami siadam na dworcu zamykam oczy i dopasowuję swoje tętno do tętna świata. </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />W ogóle powinnam zamilknąć - taką terapię sobie zafunfować milczącą. Mówię za dużo. Jedno słowo za dużo, dwa słowa, całe zdanie, cała rozmowa. Po co jeszcze bardziej niszczyć swoje neurony, szargać emocje? I tak wiadomo, że niczego to nie zmieni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spis słów wytłuszczonych do spsychoanalizowania: </div>
<div style="text-align: justify;">
miasto, nikotyna, collegium maius, kot, praca, lotniskowe terminale, dworce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chyba jestem bardzo doraźna, bardzo tymczasowa, bardzo ponowocześnie płynna. </div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-52447210974289095382014-01-15T01:58:00.001-08:002014-01-15T01:58:16.937-08:00bielizna, szminka, dokumenty Nosze w torebce bieliznę na zmianę, książki i dokumenty. Noszę w torebce wczorajszy dzień i masę następnych walczących o to żeby nie były podobne do wczorajszego. Noszę też w bocznej kieszonce mojej torebki Ciebie poskładanego w drobną kosteczkę, bagaż podręczny. Podręczne emocje - zawsze do uruchomienia. Noszę też czerwoną szminkę i perfumy (bardzo mainstreamowe). Dla kogo je noszę? Już wiem, że nie dla siebie.<br />
<br />
<br />
Będę miała kota i rower. I życie będę miała nowe. I kolorowe lampki powieszę w nowym oknie i powlekę nową pościel. Tylko nie umiem już wyjąć Ciebie z najmniejszej kieszonki mojej torebki. Mogę zmienić szminkę, bieliznę i życie. Emocji zmieniać już nie umiem.<br />
<br />
Mam zestaw naprawczy, ruski szampan i polski papieros. Mam gwardię naprawczą i nawet śniadanie do łóżka. Wykastruję się z pewnych myśli, chirurgicznie wytnę Cię z kontekstu. Torebkę też można zmienić.pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-50242799430402902602014-01-02T11:28:00.000-08:002014-01-02T11:51:48.832-08:00Emocjonalne fajerwerki o smaku czekolady<div style="text-align: justify;">
Zaczynając od konkretów: powiesiłam na szafie w akademiku czarną sukienkę z przedwczoraj. Wydaje mi się, że przez to parę ostatich dni będzie bardziej ze mną, na dłużej we mnie. Doprawdy nie potrafię wracać do codzienności. Jestem mistrzem w rozdrapywaniu emocji. Właściwie, biorąc pod uwagę ilość jedzenia, jaką ostatnio spożywam, to mogłabym żywić się tylko emocjami (a może to emocje nie pozwalają mi na racjonalne odżywanie). Wniosek jest z ostatnich dni miej więcej taki, że po pierwsze - nie można za swoje emocje odpowiadać - pojawiają się i są, chociaż wcale ich nie chcesz, chociaż wcale nie pasują do kontekstu. Po drugie - lubię spać w cudzych łóżach. Zadamawiać się w cudzych łazienkach i miewać po szafkach szczoteczi do zębów. Lubię poelgrzymować po Poznaniu, muszę tylo wiedzieć, że chcę i wiedzieć, że warto. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poza tym - czasami trudno jest sobie powiedzieć dość. Bo z emocjami może być jak z czekoladą - nie da się zjeść jednej kosteczki. Tak więc mdli mnie od emocjonalnej czekolady, od Nowego Roku, od tłoku na dworcu, od tłoku w głowie. Tłoczno i duszno mam w oczach i wnętrznościach od alkoholu i papierosów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sylwestrowe ognie szybko się wypalają, emocjonalne fajerwerki gaszę w codzienności jak niedopałek w chodniku. Nie, nie odpowiadam za swoje emocje, nie odpowiadam za swoje niedopałki. Teraz, nawet jakbym bardzo chciała, nie potrafię definiować, nie mam z czego, materia się rozmyła, określenia pokończyły. Wkroczyć do codzienności może każdy, nie każdy może w niej pozostać. Nie wiem jednak, czy przyjemniej jest być tylko fajerwerkiem. </div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-44603376400177815662013-12-22T03:28:00.001-08:002013-12-22T03:30:24.030-08:00Myślenie szodzi<div style="text-align: justify;">
Opustoszały akademik jest chłodny i cichy. Dogrzewam się kaloryferem i chonikowymi lampkami na parapecie. Czasami nocnymi rozmowami na skype, czasami telefonem do G. kupującej w ramach gwiazdkowego prezentu whisky. Czasami też dogrzewam się winem i malinową nalewką na Arciszu i śmieję się tak długo i tak głośno, że boli mnie brzuch (albo wręcz przestaje boleć). </div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Tracę w sobie swój autorytet, jak okazuje się, że jednak nie potrafię być z sobą absolutnie sama dłużej niż dwie doby. Może pora jakoś w sobie tę umiejętność wykształcić. Na dzisiaj zaplanowałam wycieczkę na ostatnie piętro akademika, do jakiegoś okna. Może być i w piżamie z reniferkiem. Otworzę to okno i przemarznę, przedumam swoje życie na nowo, chociaż A. uważa, że myślenie mi szkodzi. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Myślenie szodzi chyba całym społeczeństwom, bo dość mam ostatnio medialnych choinek ustrojonych bombkami gender i kokardkami z napisem "aborcja", a na czubku instalacji jest jeszcze betlejemska gwiazdka z nieba z nadrukiem "pedofilia w kościele". W tym wypadku A. ma rację - może już lepiej nie myślmy zbyt dużo. Zaszkodzimy swojej tradycji, sobie i swoim rodzinom. Ocalmy dawny ład i porządek. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Ocalam w sobie ład i porządek. Walczę o niego całą sobą i swoimi myślami. Widziałam w ikei ładne lustro. Symbol nowego-starego ładu i porządku. Jeżeli uda mi się wszystko poocalać to składam tutaj obietnicę, że to lustro kupię. Egocentryczny symbol walczenia o siebie z sobą. Przywiozę z domu szlafrok. Różowy. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
NIe myślmy zbyt dużo, to szkodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam przedświątecznie <3 </div>
</div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-10852054423150868472013-10-09T00:49:00.001-07:002013-10-09T00:58:51.348-07:00Umysłowa tęsknota <div style="text-align: justify;">
Śniła mi się dzisiaj tęsknota. Chyba jednak mój umysł zinteligentniał, jeżeli śnią mi się tak bardzo abstrakcyjne pojęcia. Śniła mi się rzecz jasna osobowo, ale zahaczała o całkiem odległą przeszłośc, o tęsknienie teraźniejsze a nawet o przyszłe. O wszystkie wyjazdy, które jeszcze nie nastąpiły a już wywołują tęsknienie, o wszystkich, którzy już są na odległość i nawet o tych, którzy skądś tam powracali, a ja cały czas pamiętam jak to jest za nimi tęsknić. To uczucie, kiedy czegoś/kogoś mi brak jest najepszą miarką tego, jak bardzo zależy. Ale ma w sobie całe mnóstwo (a jakże!) szarości i półtonów. Lubię trochę potęsknić. Czasami to motywuje, czasami pozwala na bezkarną niemotywację - zapalenie papierosa i wypicie wina. Czasami pozwala leżeć cały ranek pod kołdrą i gonić własne myśli. Dzisiaj nie wykonałam żadnej z tych czynności, sny wystarczyły za wszystkie. Oznacza to chyba, że tęsknota chwilowo jest paradygmatem mojej codzienności (dowiedziałam się na niedzielnych zajęciach, że paradygmat, to ostatnio modne słowo, w związku z tym uważane za chwilowo brzydkie).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na cudownym seminarium z romanyzmu z Panem Sową zaobrączkowana Pani (lat ok. 25) przedstawia swój wykluty na drodze intelektualnej układanki temat o osobowości melancholijnej u Słowackiego. Nie zechciałaby może napisać o osobowości melancholijnej w Odcieniach Szarości? Byłoby (o nieskromności!) ciekawiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Apropos zaobrączkowania i posiadania potomstwa. Po ostatnim weekendzie (tutaj zostanę zlinczowana), myślę, że czasami (często?) posiadanie obrączki wraz z dzieckiem w pakiecie przed dwudziestym piątym rokiem życia kastruje z intelektu (który z pewnością jest, ale zakopany pod pieluszkami i spełnianiem małżeńskich obowiązków). Oddalam więc od siebie wszelkie groźby braku umysłowej gimnastyki i kombinuję, jak odzyskać swoją utraconą, poznańską codzienność. Póki co, wstawiam śniadaniowe jajka na twardo i piję kawę. To dobry początek nowego początku, chociaż tak naprawdę niczego nie zdążyłam zacząć od nowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przydatna umiejętność: życie w zawieszeniu. Zawieszam plany, zawieszam ambicje parząc kawę, zawieszam intelekt na zaocznej teorii literatury, zawieszam swoją codzienność będąc w Bydgoszczy. To chyba symptomatyczne dla momentu, w którym jestem i w którym znajduje się obecnie większość społeczeństwa (nie cierpię takich uogólnień). Niemożliwym jednak jest już chyba życie na opodatkowany etat, zakredytowane wesele i dom. Chyba jedynym możliwym trwaniem jest takie od dorywczości do dorywczości, zamykając umysł w czterech ścianach domu czy uniwersytetu. Lub gimnastyka umysłowa - w ramach wolontariatu. W całej swej naiwności wierzę jeszcze, że na mózgu też da się zarobić. W jeszcze większej naiwności wierzę, że kiedyś będę takim szczęśliwcem i rozmiar i horyzont mojego umysłu mi na to pozwoli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i przypis: doprawdy, nie dyskredytuję wszystkich zaobrączkowanym i zadziecionych osób przed ukończeniem studiów. Nawet podziwiam. W końcu z dziećmi jak z rosyjską ruletką. Na kogo padnie na tego bęc. Z małżeństwem czasami podobnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-50263237572342001272013-09-17T10:30:00.004-07:002013-09-17T10:30:49.769-07:00Pamięć emocjonalna i orgazmy po kichaniu. <div style="text-align: justify;">
Podobno kiedy kichnie się osiem razy pod rząd ma się uczucie podobne do tego po orgaźmie. To ostatnio leitmotiv wszystkich żartów. Co prawda specjaliści mówią, że niemożliwym jest, żeby po ośmiokrotnym kichnięciu wydzielały się te same hormony co po dobrym seksie, ale faktem jest, że wszyscy wokół psikają. Ja nie psikam, jakoś nie mogę - grypa zwana przejściową, inaczej letnią jeszcze przede mną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczory w dobrym towarzystwie i przy dobrym jedzeniu są ostatnio dogmatyczne. Rozumiem już trochę te wszystkie starania babci Zofii - przy dobrym jedzeniu jest po prostu miło, jest ciepło i jest przyjemnie a bariery i hamulce puszczają. Zjadłam więc wczoraj faszerowane, greckie papryki i poczułam się przez chwilę jak w mentalnym, psychicznym domu. To miejsce jest jak szuflada z landrynkami - nigdy nie wiesz jaką wyjmiesz, ale wiesz, że wszystkie są niepoprawnie dobre. Wczorajszy wieczór był niepoprawnie dobry. Niepoprawnie inteligentny a chwilami niepoprawnie głupawy, choć wolę nazywać to surrealizmem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W bisro na uczelni zmiany. Nowy szyld, nowe doniczki i nowe kolory. No i nowy pan nie umie robic latte. O. miała rację tłumacząc mi, że każdy następny szczebelek mojej codzienności jest dla mnie mniej uciążliwy niż poprzedni. Umiejętność robienia latte czasami mi się jednak przydaje. Poza tym, uczelnia lekko się rozbudza a ja czuję się przetrawiona i wypluta. W zeszłym roku o tej porze jeździłam w tę i z powrotem tramwajami po Poznaniu ciesząc się swoją obecnością w tym mieście. Teraz chodziłam po kałużach i robiłam sobie w pamięci miejscowe wypominki. Dotykałam starych, kochanych miejsc. Są już wchłonięte przez najgorszy rodzaj mojego pamiętania - emocjonalny. Nie weszłam tylko na dach centrum handlowego. Aż tak wielką emocjonalną masochistką nie jestem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Emocjonalnie zapamiętałam również wiele innych obrazków z wakacji. Takie emocjonalne pocztówki przyczepiam na magnes do lodowatej świadomości. Staję na zmarzniętych stopach i wyglądam horyzontu. Jesienią zawsze dzieją się rzeczy niezwykłe, więc jakby jednak miała stać się jakaś rewolucja - teraz albo dopiero za rok o tej porze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-29678599236131329442013-09-15T10:12:00.001-07:002013-09-15T10:20:23.019-07:00Insomnia i wsobne konfabulacje<div style="text-align: justify;">
Czasami odnoszę wrażenie, że wszystkie dramaty i wszystkie szczęścia (celowo posługuję się liczbą mnogą), że wszystkie cenne słowa i wskazówki pochodzą z zewnątrz. Czy to sprowadzane, czy natchnione, czy zsyłane, czy po prostu zdeterminowane środowiskiem - w zależności w co kto wierzy. Dzisiaj jednak pomyślałam sobie, że nie ma innej drogi wszystkich zjawisk emocjonalnych (słowo zjawisko również celowe), jak przez nas samych. Sama sprowadzam na siebie każdy dramat, sama go w sobie podsycam i rozdmuchuję. Generalnie uwielbiam dramatyzować, to tak pięknie teatralne, tak pięknie filmowe, że czemóż miałabym sobie tę przyjemność fabularyzowania codzienności, konfabulowania sytuacji odbierać? Oczywiście wyjaśniam, że wszystkie te zabiegi odbywają się raczej wsobnie, niż na zewnątrz, tak więc wszystkie historie, które opowiadam są prawdziwe. Nie konfabuluję werbalnie, konfabuluję w wyobraźni. Nie potrafię sobie tej przyjemności odmówić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wielu innych rzeczy również nie potrafię sobie odmawiać, chociaż ostatnio właśnie odkryłam, że odmawianie sobie jest przyjemnym uczuciem. Nie można przecież zawsze żyć do syta. Przestaję również powoli bać się mówić o sobie i mówię - kaskadami wylewam słowa i opowiadam. Demitologizuję swoje wspomnienia i wspólne, niepotrzebnie wspólne miejsca. Jeżeli emocje są cienkimi przewodami łączącymi serce z rozumem, to na moich przewodach ostatnio same spięcia. Pojawiały się iskry a ja próbowałam ugasić je szklanką wody, chociaż i ona jest przecież świetnym przewodnikiem dla prądu i moje ciało podryguje jeszcze do teraz. Zmęczone emocjonalnym porażeniem, kopnięte uczuciowym prądem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z fizyczności: </div>
<div style="text-align: justify;">
Za dużo kawy. Po ciepłej herbacie jest mi niedobrze i moje wnętrzności wołają o pomoc. Mamy coraz zimniej i nieco się w sobie kulę. Budząc sie o 3.00 nad ranem, względnie o 4.00 w soboty i jadąc do pracy odkrywam codzienność mojego zapomnianego miasta. Wszyscy w autobusie linii 56 (czytaj: pięć-sześć) kulą się w sobie, zamykają się w swoich wnętrzach słuchawkami z głośną muzyką. Ja zamykam tylko oczy i próbuję nie zasnąć i nie zemdleć od nadmiaru gorącej herbaty. Dzisiejszego poranka budzik również dzwonił nad ranem. Podarowałam sobie luksus włączenia tysiąca drzemek i spania do 10.00, chociaż obudziłam się brutalnie punkt 4.00. Nie rozumiem również swojej poalkoholowej insomnii. Doprawdy nie wiem co zrobić, żeby móc zachowywać się jak człowiek. Żeby kelner nie podchodził i nie prosił o obudzenie koleżanki. Żeby móc jak całkiem standardowy człowiek panować nad funkcja snu, nad swoim organizmem. Może jednak powinnam uznać wyższość swojego ciała nad swoim umysłem? Pozwolic mu spać gdzie zechce? Żadne to urocze, wcale zabawne, zwyczajnie uciążliwe i dla mnie i dla towarzyszy mojej sennej niedoli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/bpOSxM0rNPM?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-30550210388525175852013-09-03T18:24:00.000-07:002013-09-03T18:24:24.591-07:00Szczęśliwe sushi<div style="text-align: justify;">
Przebywamy wszystkie mentalne podróże. Najdalsze wgłąb siebie i swoich pragnień (w każdym absolutnie sensie). To dobry czas, który zupełnie jak u Indian - nadchodzi. Chociaż może to być uczucie chwilowe - godzę się z światem wewnątrz i na zewnątrz i uśmiecham się do lustra. Zaczynam. Znowu i znowu. Ten początek podoba mi się wyjątkowo. Wcale już nie udowadniem, nie staję się nikim nowym. Raczej uświadamiam się w sobie. Jest mi dobrze, jest spokojnie, jest idealnie nawet z ukłóciem tęsknoty. Istambuł i Orlean są też trochę jak moje. Są nasze i razem będziemy przez ten czas spacerować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wypakowuję z plecaka marynarkę w paski - już wiem, że jednak przynosi szczęście. O nadchodzącym czasie u Indian opowiadam Tacie, który tworzy z tego powitanie pierwszoklasistów. Otulam się na krakowskim Kazimierzu swetrem z zeszłorocznych wakacji i myślę sobie, że lepiej być nie może, a spod moich uszczęśliwonych rąk wyjdzie niedługo najlepsze sushi, jakie kiedykolwiek jadłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dodatkowo jest 3.23, oglądam zdjęcia z Stambułu i piję gorącą herbatę. Tandetnie się wzruszam. Jest ok, jest świetnie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Ściskam, całuję, uśmiecham się - </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Młyńska</div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-71041502018102430392013-08-30T12:39:00.000-07:002013-08-30T12:39:41.273-07:00Krpki, kreski i pożegnania. <div style="text-align: justify;">
Założę chyba swoją starą, licealną sukienkę w "kulki". Pocznę wyciągać z szafy wsztstkie rzeczy w kropki. Życie moje zatacza ostatnio same koła, kula się po torach, o których już pozapominałam. Kulki i kółka są zawsze do odkrycia. I tak odkrywam na nowo swoje miasto, zagnieżdżam się i odkurzam stare wspomnienia, niegdysiejsze imprezy, zapomniane wieczory i zaczynam rozumieć, że tutaj też toczy się życie, że ludzie pracują i piją kawę w przerwach. Palą papierosy a wieczorami piją piwo albo drinka. Lubię to miasto i zapach Brdy. Schody przed biblioteką na Starym Rynku i wszystkie nowe kawiarnie. Nie mogę chyba wyrosnąć z tego miasta. Jest moje i już - jedyne, co mogę czynić, to obrastać sentymentem do innych miast i miejscowości. Nie umiem chyba jednak zapuszczać korzeni w miejscach, wolę zapuszczać je w ludziach. Wyjątkiem jest Bydgoszcz.<br /><br />Siedzę na łóżku z G. i zupełnie jak 6 lat temu maluję jej oczy. Głaskam po kochanej twarzy i myślę, że nie może być już lepiej i wszystko jest na swoim miejscu. Od teraz będą ją częściej głaskać i mówić, że mimo wszystko i mimo tego, że nigdy o żadnej z nich nie zapomniałam - tęskniłam przez te 3 ostatnie lata za takim siedzeniem na łóżku i nie przypuszczałam już, że będzie to kiedyś jeszcze możliwe. Wszystko jednak jest, więc chwilę potem rozmawiamy już na ganku z dziadkami A. Jest jak kiedyś, chwilowo jest idealnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zbyt mało mam lat, żeby rozumieć pożegnania. Każde jest dla mnie ostatnim. Przy każdym wydaje mi się, że jednak już potrafię - zawsze okazuje się, że bardzo się mylę. Wczorajszy dzień był upakowany zapachem świeżopalonej kawy i emocjami. Wykręcało mi brzuch od kofeiny i świadomość od przypływów nostalgii. Koniec końców wyjęłam z Ich szafy marynarkę w paski - substytut zapachu Ich pokoju i świadomości Ich obecności - zabiorę ją z sobą do Krakowa w poniedziałek - musi przynieść mi szczęście. Ona ma na sobie horyzonty - jest w paski. Horyzonty ostatnio dla mnie nie istnieją. Wyznaczają je jedynie granice mojej świadomości i jak dobrze, że wreszcię mogę to powiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polubiłam się z życiem na nowo. Lubię zasypiać na ramieniu M. w środku ogrodowego ogniska. Jest ciepło i przyjemnie i mimo tego, że wracając mamy samochód pełen przyjaciół to i tak nie mogę się powstrzymać i śpię w drodze powrotniej. Przy nich mogę. Budzę się tylko przy kolejnych przystankach, znajomych domach i mieszkaniach. Otwieram oczy i włączam świadomość, całuję na dowidzenia. Szczęśliwieję. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
* * *</div>
<div style="text-align: justify;">
Istnieją jednak relacje idiomatyczne. Niewytłumaczalne. Nie pozwalające się dotknąć twardą łapą słów. Przyczepiam na magnesy do lodówki kolejne kartki zza moich oswojonych światów. Zagłaskuję na śmierć przyjemne wspomnienia. Zbyt przyjemne, by o nich rozmawiać i pisać. Oswajam je więc i uspokajam emocjnalne sztormy. Dziesięć w skali Beauforta i mój jeden rozskądek - ostatni bosman na tej starej łajbie. Rozskądku, wiem, że jesteś ciężko chory - żyj jednak jeszcze trochę - proszę!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/uUWrcFpmI5U?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-49214856003383929862013-08-18T03:00:00.002-07:002013-08-18T03:02:53.559-07:00Opowiadacz, podróżnik i kocia kobieta<div style="text-align: justify;">
Mało jest rzeczy, które mogę o sobie po prostu powiedzieć. Nawet, jak już coś stwierdzę, to w końcu, w jakiejś sytuacji i tak okazuje się, że jest inaczej. Ostatnio jednak jestem typem opowiadacza. Wraz z powrotem do Bydgoszczy powróciły do mnie wszystkie historie i historyjki: panie Wicherki, ucieczki sprzed ołtarzów, dawne udawanie dorosłości i wycieczki do Osieka. Łódki na środku jeziora, Babcia i nocne odśnieżanie i historia pierwszych czerwonych szpilek, wszystkie romanse własnego brata, imprezy nazywane tarłem i jajecznica z rana na Głogowskiej. Chyba więcej przyjemności opowiadanie tych historii sprawia mnie, niż słuchaczon, faktem jednak jest, że ostatnio wszystkie one, (wszystkie!) wracają do mnie i rozkazują o sobie mówić i ocalać od zapomnienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt chyba z bohaterów opowieści (a są to bardziej słowne reportaże - z rzeczywistości koniec końców wywiedzione!) nie zdaje sobie sprawy z odgrywania głównych ról w opowieściach. Tak dokładnie - jestem jak Kapuściński w spódnicy i możecie mi nawet dopisać biografie non-fiction. Nie pogardziłabym. Zawsze chciałam połechtać swoją próżność i przeczytać coś o sobie. Póki co, opowiadam o tym wszystkim, co w magiczny sposób wlatuje z powrotem w moją pamięć. Jako żywo staje przed oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co więcej - wszyscy gdzieś wyjeżdżają. Wracają z Włoch, z Bułgarii, z Niemiec albo jadą do Istambułu czy biblijnej szkoły. Wcale nie jest mi żal swojego wyjazdu nad morze. Jest mi zasadniczo dobrze i kolekcjonuję kartki i zdjęcia z USA na lodówce. Czuję się niemal tak, jakbym sama tam była. W te wakacje jestem chłonną gąbką i kolekcjonuję czyjeś emocje i mini-tragedie. Wchłaniam obce podróże. Może kiedyś uda mi się z nich coś wycisnąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
* * * </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mama wróciła z Włoch i przechodzi proces aklimatyzacji. Siada na tarasie i próbuje się dopalać (o opalaniu przy tym stopniu zabrązowienia skóry nie ma mowy). Spoglądam tęskniąco na butelki wina w szafie z obrusami. Robię rano manufakturę kanapek. Hurt - detal. Mnóstwo odmian. Żyję sobie życiem po bydgosku i czasami tylko w przerwach między kanapką a pieczeniem muffinek zastanawiam się, gdzie mnie to zaprowadzi i kiedy zacznie mi się konstruktywnie chcieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wytatuuję sobie jednak - <b>nie definiować emocji</b>. Grają ostatnio ze mną w kotka i myszkę. Są wielkim kocurem a ja jestem małą bezbronną myszką. I dodatkowo, w gratisie zderatyzuję wszystkie myśli-myszki w kategoriach "co by było gdyby", "lepiej byłoby". Otóż nie - lepiej być nie może a jedynym antidotum na myślenie jest powolne, powrotne docenianie tego, co się posiada. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
ejmen! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/FUg7PSuC3ZU?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
będę śpiewać refren M. w samochodzie w drodze nad morze. Widzę już siebie z bosymi stopami w samochodzie przy otwartym oknie. To będzie malowniczy widok. Wspólne jeżdżenie samochodem, na jakimkolwiek dystansie, w roli kogoś jako kierowcy (przecież sama nie mam prawa jazdy) traktuję nieco metafizycznie i intymnie. Nie lubię wsiadać do samochodu, którym kieruje obcy kierowca. Czuję się, jakbym się przed nim i kierowca przede mną mentalnie obnażał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Manuelo! Pocznij się! Chcę już mówić do ciebie myjąc rano zęby i płakać w Twoje pluszowe, kocie futerko. Przecież będziesz kocią kobietą, na pewno zrozumiesz! Kupię Tobie drapaczek i porcelanowe miseczki. Będziesz moją domową przyjaciółką.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-23642896314122653802013-08-14T14:31:00.001-07:002013-08-14T14:38:47.987-07:00wspominam więc jestem<div style="text-align: justify;">
Są pewne proste sposoby na zatrzymanie dobrego wieczoru. Nie zmywam makijażu, nie przebieram się w piżamę. Staram się wyczuć swój własny zapach. Zatrzymuję w sobie trochę siebie, trochę wieczoru i intensyfikuję wspomnienia. Czasami dopowiadam im nierealne dalsze ciągi. Wspomnienie life. Jeszcze emitowane na żywo, ekran jeszcze nie gaśnie, chwila jeszcze trwa, rzęsy są jeszcze czarne a policzki różowe. Jeszcze nie zmyłam z siebie resztek perfum. Jeszcze jestem, chociaż już byłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem jeszcze chociaż nigdy już tak nie będę. </div>
<br />
punkt pierwszy: nie definiować.<br />
punkt drugi: jeżeli próbujesz jednak coś nazwać zawsze spoglądaj, wytatuuj sobie punkt 1 na ciele. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6822431065008406332.post-5556611795910738482013-08-06T13:47:00.001-07:002013-08-06T13:47:22.867-07:00cycki faza pre-laktacyjna<div style="text-align: justify;">
Było nas w antosiowym ogródku pięć i jedno dziecko (też ona). Dziecko - przybysz z innego świata. Zaczęłam łapać się na tym, że chyba nie da się inaczej i podchodząc do kwiatka mówi się a psik. I te wszyskie kląski, ciamki i ciupania. Kosmiczny język. Przesłodzone dialogi o kwiatku, trawce i chmurce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niby człowiek, a taka miniaturka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ogrodowy krasnal i nas pięć. Z winem i skypem, opowieściami o ślubach i rozwodach (i cyckach). Bycie matką musi być fajne. Nam dzisiaj ten mały, kosmiczny boży rozbitek usensownił wieczór. Zrobiłyśmy jeszcze sobie parę fotek własnych cycków (pięć par!). Faza pre-laktacyjna. Kiedyć będziemy na nie patrzeć i wspominać. I ta konkluzja patrząc na pląsające dwuletnie dziecko: ono też kiedyś będzie miało cycki! To szokujące, że wyrastają również małym kosmitkom!</div>
pll.http://www.blogger.com/profile/01472572858900254573noreply@blogger.com2