czwartek, 2 lutego 2012

Żyj, baw się i pracuj!

Dzwonię do mamy (jest w Łodzi, je właśnie obiad gdzieś na Piotrkowskiej), mówi, że mróz ogromny i że zaraz pakują się z powrotem do pociągu. Ojciec mówi, że ostatnio oddał parę fajek i rękawiczki jakiemuś spotkanemu przy szpitalu bezdomnemu. Idzie lać okna gorącą wodą, bo mróz ściął a skończył się im węgiel i trzeba gdzieś go umieścić, w piwnicy. Myślę sobie, że o tej porze (gdyby nie niejaka Ola?) Marek byłby właśnie w Kosowie (chociaż jednak może nie bardzo, bo podobno rekrutacją rządzą plecy i kontakty). Szymborska umiera, właściwie umarła i pachnie mi od wczoraj w pokoju poezją, bo jednak taka śmierć uskrzydlać może na chwilę schowane głęboko natchnienie (które jednak całościowo wkładam w Barbarę Radziwiłłównę Felińskiego).Tak oto siedzę ja w Poznaniu, nad Wierszem do Legiów Polskich Godebskiego i oczekuję na cudowny egzamin z historii literatury. Agata próbuje przyswoić psychoakustykę w łóżku, a Michał rozpracowuję taktykę grając w czołgi. Dziwny jet ten świat, dziwniejszy nawet, niż Niemen mógł się spodziewać, a ja tkwię chyba aktualnie w samym jego środeczku, w epicentrum wydarzeń, które są, albo które być mogły. Ogarnę to wszystko zaraz po sesji, zbiorę do jednego dużego worka i posegreguję. Obiecuję. Tymczasem kawa smakuje jak woda a czekolada uspokaja nerwy. Nic prostszego! Żyj, baw się, pracuj i umieraj. Byleby po tym wszystkim pachniało w powietrzy podobnie (w ułamku chociaż podobieństwa), jak po Szymborskiej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz