poniedziałek, 26 grudnia 2011

Puchu niedoceniany

     W takie dni jak dzisiejszy moim największym wrogiem staje się moja Macica. Będę ją pisać wielką literą, bo boję się, że może zemścić się na mnie za ten niedopuszczalny brak szacunku i kurczyć się we mnie jeszcze boleśniej. Piękno boli, a skoro już nasza płeć nosi szlachetną nazwę pięknej, per analogiam boli też mnie bycie kobietą, chociaż nie mam chyba na świecie rzeczy bardziej przyjemnej jak umiejętne z tej kobiecości korzystanie. Może właśnie przez te przyjemności się ta kobiecość odbija bólem istnienia i maksymalnie bezlitosnym skrętem macicy. Może Kobiecość, nie kobiecość w takim kontekście jest właśnie bardziej pożądana? Nieapetyczne są te Jej skręty, ta zabawa w kotka i myszkę z własną kobiecością. Nie czuję w takie dni jedności z własnym narządem rozrodczym, jest Ona w dniu dzisiejszym osobnym, znienawidzonym bytem zamkniętym w moim ciele, osobną jednostką, z którą za żadne skarby nie można nawiązać dialogu. 
     Czy to tylko moje odczucie, czy jednak Kobiecość jest cholernie ironiczna? Żeby karać siebie samą za bycie sobą samą i obracać, co miesiąc nieskończenie w nienawiść budowaną przez całe życie miłość i w dodatku w tak bardzo prymitywny, pierwotny sposób - bólem? Dobranoc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz